3 ZŁOTE zasady treningu rekreacyjnego

Nie tak dawno skończyłem karierę “zawodniczą”. Bez względu na to jaka ona była teraz nie trenuje dla zawodów i rywalizacji z innymi zawodnikami. To dużo zmienia. Niby rzeczy robię podobne ale głowa zgoła inna. Trenując pod zawody masz konkretną datę czyli deadline.

Robisz wszystko co możesz, żeby wstrzelić się z jak najlepszą dyspozycją w najważniejsze zawody danego sezonu. Jak się uda to super a jak nie to i tak po sezonie chcąc nie chcąc (oczywiście w przypadku porażki skracamy go do minimum) dajemy sobie kilka tygodni odpoczynku czy roztrenowania. Zanim zaczniemy kolejne błędne koło.

To już za mną. Nie ma deadline’ów. Nie ma “przeciwników”. Ba, nawet nie ma planu treningowego rozpisanego w szczegółach, który bez względu czy pada, siąpi, ciemno 

czy wesele kumpla musi on “zostać odbyty”.

Jestem na emeryturze zwanej tak pięknie rekreacją 🙂

Trenuje: tak często jak mam ochotę, tak często jak mogę i tak często jak ma to sens. Nie, nie podam Ci dokładnej liczby jednostek treningowych w tygodniu bo jak widzisz to dosyć wybredny algorytm. 

To co mogę Ci powiedzieć, to to, że trzymam się trzech ZŁOTYCH zasad:

  1. Keep the flow channel
  2. Training should be my pulling force.
  3. Low trajectory, distant horizon.

Te trzy złote zasady idą a przynajmniej powinny iść oczywiście w parze.

2. “Flow channel”. Cóż to takiego najlepiej pokaże to poniższy, kolorowy wykres.

Najprościej rzecz ujmując to zrównoważone podejście do trudności i intensywności treningu, w którym to nie jest on ani za ciężki (pod względem intensywności) ani za trudny (pod względem trudności/umiejętności) W DANYM MOMENCIE naszej drogi. Tylko tam jest fun oraz “bezpieczne budowanie systematyczności/objętości”.

Czyli z jednej strony nie boimy się/nie stresujemy na samą myśl oraz w trakcie tego wyzwania a z drugiej jego łatwość nie spycha nas w nudę i brak zainteresowania z którą może przyjść dekoncentracja i przede wszystkim brak FUN.A konkretnie Tomku? Ano to taki treningi 7/10 pod względem szeroko rorozumianej trudności i intensywności. Może czasem 6,5 a czasem nawet 8 ale NIGDY 9 czy 10 (bo przypominam, że trening to nie sprawdzian ani tym bardziej zawody, ale o tym szerzej tutaj: TRAINING ≠TESTING≠COMPETING).

Z tego najczęściej wynika moje drugie przykazanie. 

2. “Training should be my pulling force” Firas Zahabi

Nie ma lepszego treningu niż ten na który masz ochotę i na który nawet nie możesz się doczekać. Nie że musisz lub wypada. On Cię przyciąga jak magnes.

Nie zrobiłeś też lepszego treningu niż ten, który minął nie wiadomo kiedy. Jak miły wieczór z planszówkami ze znajomymi. 5 godzin, które nie wiesz kiedy minęły. Pod warunkiem, że na drugi dzień nie masz kaca.

A jeżeli o kacu mowa to takim treningowym kacem są np. DOMSY czyli tbz. (tak błędnie zwane): zakwasy. Mamy XXI wiek i nawet teraz dolatują do nas nowe doniesienia czym one tak naprawdę są. Nie będę więc się teraz w temat zagłębiał więc powiem to co o nich wiem- bolą. Czasem tak, że nie można wstać z toalety. Czy to dobrze? Kiedyś je lubiłem bo były one oznaką, że “uuu coś tam się solidnie obudziło!” ale teraz nie mam takiej pewności. A już na pewno nie powiem, że jak boli to dobrze. Nasz organizm ma dosyć ugruntowane podejście i reakcję na ból. Blokuje się a nie otwiera. Ja wolę pozostać otwarty (czytaj: gotowy) na kolejny trening.

3. “Low trajectory, distant horizon” Ben Bergeron.

Pisałem już o tym przy okazji dwutomowego wpisu “Jak mądrze trenować vol.2” ale napiszę raz jeszcze. Trening rekreacyjny to trening którego celem jest jak najlepsza jakość życia przez jak najdłuższy czas. Może on “po prostu” wydłużyć nasz żywot o 5 czy 10 lat albo też w wieku 75 dać nam sprawność pozwalająca jeździć na nartach zjazdowych, biegać maratony i grać w piłkę z wnukami. Do tego uniknąć bólu, zwyrodnień i chorób “cywilizacyjnych” typu nadciśnienie, cukrzyca i inne. Żeby tak się stało musi on być zaplanowany na… no właśnie. Na dożycie co najmniej 90 lat w zdrowiu i sprawności. Innymi słowy jest to podejście w którym osiągamy ponadprzeciętną (przeczytaj z uwagą użyte przeze mnie właśnie słowo) sprawność i zdrowie i utrzymanie go jak najdłużej. Ponadprzeciętną. Nie: maksymalną, rekordową, najlepszą a już o zgrozo: najszybciej. Takie cele mogą mieć sportowcy, którzy w zależności od dyscypliny osiągają swój kres możliwości w wieku 35 góra 40 lat. Ty masz czas. Ty musisz być cierpliwy. Ty budujesz długi, solidny mur Chiński, który ma przetrwać 2 tysiące lat a oni budują drapacz chmur by wznieść się na sportowe i finansowe wyżyny. Więc jeżeli jesteś już ponadprzeciętnie silnym, zdrowym i sprawnym 40 latkiem to najlepszym celem jaki możesz sobie sprecyzować będzie utrzymanie jak największej “części” (odsetka) tego poziomu do wieku lat 60 i dalej a nie wyznaczanie i pogoń za swoimi nowymi maxami. Oczywiście nie jest rzeczą łatwą wiedzieć ile to jest “ponadprzeciętnie” a ile to za mało. Poszukaj dobrego klubu i solidnego trenera. On prawdę Ci powie czy jest jeszcze coś do poprawy, naprawy a może tylko zwykły maintenance. 

Do zobaczenia na stoku za 40 lat! 🙂

 

Share: