Zastrzeżenie: nie jestem dietetykiem ani osobą mającą oficjalne wykształcenie w tym temacie.
Jestem trenerem, sportowcem, czasem doradcą żywieniowym, który bazuje na swojej wiedzy, eksperymentach (na sobie!) oraz kilkunastoletnim doświadczeniu.



Zanim poświęcisz czas na ten tekst wiedz, że możesz się zawieść. Nie znajdziesz tu gotowego rozwiązania ani przepisów. Ba. Najprawdopodobniej będziesz bardziej zmieszany niż do tej pory.
Niemniej jednak polecam. A nóż coś „kliknie” i znajdziesz tutaj brakujące ogniwo do Twojej układanki.

Z niezdrowym wręcz uzależnieniem czytam, słucham i oglądam wywiady, biografie i inne materiały z wybitnymi sportowcami i trenerami. Poluję na te magiczne recepty, receptury ukryte gdzieś miedzy wierszami, które powodują, że Jordan był Jordanem a Bolt Boltem.
Pamiętam jeden z materiałów, w którym Glen Mills, legendarny trener Usaina Bolta, właśnie z uśmiechem reaguje na jego gorszą (pewnie po mocno imprezowym weekendzie, od których Bolt nie stronił) sylwetkę mówiąc: „ coż, będziesz musiał teraz jeść mniej i ruszać się więcej”,

Tak po prostu. Dobra rada dana rzucona ot tak jednemu z najwybitniejszych sportowców w historii.
Wszystko jasne. Wzór matematyczny zrozumiałem. Nie mam więcej pytań.

Następnie do pracy włączył się rozum. Mój rozum.
No dobrze, jest to oczywista oczywistość i nie trzeba być trenerem z 40-letnim stażem.

Aaaaale.

Ile mniej to jest mniej?
Jaki dokładnie ruch wybrać i ile to jest więcej skoro ruszam się już sporo?
Czy naprawdę potrzeba spełnić te dwa warunki? Nie wystarczy tylko mniej jeść?
A jak już miałbym postawić tylko na jedno z tych, to co bym wybrał? Więcej ruchu czy mniej jedzenia?

To tylko kilka pierwszych pytań, które pojawiły się w mojej głowie.
Nie będę kłamał, jeżeli Ci powiem, że oprócz szeroko rozumianego dopingu (który patrząc po moich niektórych kolegach i koleżankach DZIAŁA) sprawdziłem na sobie prawie wszystkie możliwe protokoły redukcji tkanki tłuszczowej (jak to się pięknie nazywa).

Jadłem bardzo mało.
Stosowałem intermittent fasting.
Jadłem 100% paleo
Jadłem 100% wegan.
Trenowałem bardzo dużo (crossfit).
Biegałem dużo (teraz).
Jadłem bezglutenowo-beznabiałowo.
Testowałem wszystkie spalacze tłuszczu, jakie kupisz w internecie.
Nie palę, nie piję, śpię w miarę dobrze.
Mam ten luksus, że spędzam w pozycji siedzącej max  1-2 godziny dziennie.
Łączyłem te parametry w przenajróżniejszych konfiguracjach.

I co? (zaraz się nieźle wkurzysz…)

Ano zależy 🙂

Wiem jedno. Z pewnością nigdy nie będę JUŻ jednym z tych trenerów/doradców, którzy mówią, że schudnięcie jest łatwe. Nie, nie jest. Mógłbym rzec, że „it’s simple but it’s not easy” i wtedy czułbym się z tym lepiej.
Ci co mnie znają myślą, że jestem (w miarę) szczupły bo tak już mam i miałem od zawsze.. Prawie nikt mi nie wierzy, że mam ogromne tendencje do tycia, co udowodniłem już sobie parę razy i nie mam zamiaru udowadniać ponownie. Muszę się pilnować, bardzo dużo się ruszam i trenuję, a i tak miewam lepsze i gorsze okresy „sylwetkowe”.

Teraz bez owijania w bawełnę napiszę, czego ja osobiście doświadczyłem na swojej sylwetkowej drodze życia:

1. Im jesteś starszy/sza, tym wszystko robi się trudniejsze. Sorry. Jak tego nie zaakceptujesz, to będziesz cierpieć podwójnie. A jak cierpisz to się stresujesz, a jak się stresujesz to Ci skacze kortyzol, a jak Ci skacze kortyzol to trudniej schudnąć 😛
Tyje się szybciej, chudnie wolniej, a z procesem robienia formy jest na dokładkę całkowicie odwrotnie.

2. Zjeść na raz 1000 kcal to pikuś. Możesz taką dawkę przyjąć i nawet tego na drugi dzień nie pamiętać (kebab + 1 piwko lub 3 kawałki dużej pizzy itp). Natomiast „spalenie” 1000 kcal zapamiętasz do końca roku i będziesz z tego wyczynu miał/miała pamiątkę do końca życia (zdjęcia na fb, insta).
Tak. To nie jest uczciwe.

3. Żeby wyglądać fantastycznie trzeba się pilnować. Jeżeli ktoś ci mówi, że możesz wyglądać jak gwiazda fitness i jeść co chcesz- kłamie. Oczywiście raz na jakiś czas możesz zjeść, co chcesz (uwielbiam tych trenerów co to wyglądając świetnie mówią Ci, ze wczoraj jedli pizze). Ale ogólnie zdecydowaną większość czasu sobie odmawiasz niż sprawiasz przyjemność.

4. Nie chce mi się wszystkiego sobie gotować chociaż wiem, że tak jest najlepiej i najzdrowiej. Z moich domowych wypieków najlepiej wychodzą mi kanapki, a te nie są szczytem dietetyki. Jem na mieście, pomagam sobie pudełkami (polecam!), piję colę zero, jem lody (cały rok), jak mam w domu ciastka lub czekoladę to zaraz ich nie ma, a popcorn mógłbym jeść wiadrami. Podziwiam tych zawodowców, co wszędzie chodzą ze swoim jedzeniem. To nie dla mnie.

5. Nie cierpię być głodny chociaż wiem, że chcąc schudnąć jest to przypadłość mogąca występować. Piję mało wody, bo mi się nie chce jej pić. Poza tym wolę coś smakowego. Muszę naprawdę umierać z pragnienia, żeby na wodę się rzucić. Jakoś żyję.

6. Najbardziej w życiu schudłem jedząc głównie chude mięso i warzywa. Byłem tak chudy, że nie miałem siły na nic. Ale byłem chudy. Wyglądałem jakbym miał nowotwór. Ale za to byłem chudy…
Chodziłem non stop głodny i zły. Jak chcesz być głodny, zły i nie mieć na nic siły to jedz tylko pierś z kurczaka z surowymi warzywami w małych ilościach.
Ja tam nie wracam.

7. Najlepiej „sylwetkowo” wyglądałem, kiedy trenowałem i jadłem… jak typowy kulturysta. Trening bodybuildingowy + godzina cardio (steper) po każdym treningu, a w diecie max 30 gramów tłuszczu dziennie!
Płatki ryżowe na wodzie, odżywki białkowe na wodzie, pierś z kurczaka bez smaku, Jajecznica z sześciu… białek. To był jedyny czas kiedy byłem totalnie zachwycony swoim wyglądem!
A co było po drugiej stronie? Odmawianie sobie, niesmaczne żarcie, nudne treningi, wypalenie, spadek libido, ogólny marazm. Ale wyglądałem fantastycznie (nawet w moich wygórowanych standardach).
Chcesz spróbować? Napiszę Ci więcej szczegółów.
Ja tam nie wracam.

Morał z tego na tę chwilę mojego życia jest taki- wyluzuj.
Coca cola nie jest zła. Nadużywanie Coli jest niezdrowe.
McDonalds nie jest zły- jedzenie tam codziennie jest niezdrowe (ale w podróży, raz na jakiś czas czemu nie?! Najlepiej z colą! ;)).

Jeżeli chcesz raz w życiu wyglądać jak „młody buk-szpan” to spróbuj. Uwierz mi, że szybko Ci przejdzie.
Jeżeli nie jest to Twój sport/praca to szkoda prądu.

Ale wracając do pytania: Czy lepiej ruszać się więcej czy jeść mniej?
Pomimo tego, że trudno tytułowego pączka dogonić (czytaj spalać tak sprawnie kcal jak sprawnie je konsumujemy) to ja głęboko wierze, że drogą do szczęścia, zdrowia i PRZY OKAZJI lepszej sylwetki jest jednak więcej ruchu. I być może za 10 lat znowu zmienię zdanie, ale teraz wierzę, mówię i robię właśnie tak.

I oczywiście nie twierdzę, że masz jeść co chcesz i ile chcesz. Chciałbyś(bym).
Bardziej chodzi mi o to, żeby sobie uświadomić jak cudowną maszyną do ruszania się jesteśmy.
Jak nasze ciało ruch kocha i jaką premię za ten ruch otrzymujemy na wszystkich płaszczyznach naszego organizmu. Na wielu więcej niż tylko „dobra dieta”.

Jestem początkującym lekkoatletą.
Jak na dyscyplinę, którą wybrałem (bieg na 800m) jestem, co tu dużo gadać- olbrzymem 🙂
Ważę 84 kg czyli jakieś 10 więcej niż moi współzawodnicy.
Od tych kilku lat więc stawiam sobie pytanie: czy więcej zyskam będąc chudszym/lżejszym czy jednak trenując więcej? Na tę chwilę moja odpowiedź brzmi: jedz tyle, żeby priorytetem były Twoje treningi. To dzięki nim- ich realizacji na odpowiednim poziomie przez odpowiednio długi czas, będziesz się stawał lepszym zawodnikiem.
Lepiej jak zjem ciut za dużo, ale za to będę trenował z pełną energią i odpowiednimi składnikami odżywczymi i budulcem niż jak pewnego dnia trochę tego wszystkiego zabraknie, a ja pomimo tego będę „walczył”*.
Przecież nie jestem kulturystą. Nie pracuje w branży estetyczno-sylwetkowej.
Chce być silny, sprawny, czuć się dobrze i ZAWSZE mieć energię na aktywność.

* odwrotnie jest z treningiem: lepiej być trochę „niedotrenowanym” czyli realizować treningi ciut poniżej swoich max możliwości niż regularnie przesadzać i zaciągać dług wobec swojego organizmu/możliwości regeneracyjnych.

10 lat temu na pytanie zadane w tytule tego tekstu odpowiedziałbym: broń Boże nie jedz pączków!
Wiesz ile one mają kcal?!

Jak ktoś pięknie i dobitnie kiedyś powiedział: jedzenie jest po to, żeby żyć, a życie nie jest po to, żeby non stop myśleć o jedzeniu.

Teraz 17.01.2022 odpowiem: zjedz pączka i idź pobiegać!

Share: